Wydawnictwo MG, 2015 Liczba stron 280 |
Tytuł książki przywołuje na myśl dziecięcą poduszkę i można
odnieść wrażenie, że może to być jakaś miła opowiastka dla dzieciaków. Nic
bardziej mylnego. Jest to opowieść o kobiecie, która musi zmierzyć się ze
swoimi demonami, traumą i strasznymi przeżyciami, żeby móc otworzyć się na
miłość, ale też na samo życie.
Hankę poznajemy, kiedy w swoim domu lokuje małą dziewczynkę
Anię, córkę swojej zmarłej przyjaciółki Ewy. Dziecko nie ma nikogo, kto mógłby
się nim zająć, a Hankę przeraża nawet myśl o przytuleniu płaczącej dziewczynki.
Kobieta nie jest w stanie zmierzyć się ze swoją przeszłością, co utrudnia jej
kontakty z innymi ludźmi – nie była nigdy w poważnym związku, nie potrafi
dogadać się z matką, a teraz ma na głowie jeszcze pięciolatkę, której musi stworzyć
w miarę normalny dom.
W pracy pojawia się także nowy kolega Łukasz, który wzbudza
zainteresowanie nie tylko Hanki, ale tez jej koleżanek. On natomiast zwraca
uwagę tylko na naszą bohaterkę, tylko nie zdaje sobie sprawy ze skorupy przez
jaką będzie musiał przebić, żeby mu zaufała.
Jest to książka o przyjaźni i miłości, ale też o pokonywaniu
własnych strachów i przełamywaniu się. Autorka cudownie opisuje początki
przyjaźni między Hanką a Ewą. Niemal namacalnie czuć zachwyt małej Hani nad piękną
kokardą nowej koleżanki, ich wspólne siedzenie w ławce, a później nastoletnie
problemy, które zostały jednak nieco okrojone w opisach. Najbardziej właśnie
zapamiętam tę kokardę i to poczucie absolutnego szczęścia, kiedy Ewa zapytała
czy Hania będzie z nią siedzieć w jednej ławce. I to, że po szkole nie mogły się
rozstać, więc odprowadzały siebie nawzajem, a kiedy już naprawdę była pora
pójścia do domu z bólem serca rozstawały się w połowie drogi. Tak właśnie
narodziła się piękna przyjaźń, jak się okazało – na całe życie. Jednak nawet
Ewa nie zdawała sobie sprawy jakie tajemnice skrywa Hanka - nie była w stanie
powiedzieć o tym nawet swojej przyjaciółce.
Piękna historia. Nie wszystko jednak mi się całkiem
podobało. Nie uwierzyłam w zauroczenie Hanki i Łukasza „od pierwszego wejrzenia”
– zobaczyli się pierwszego dnia i już coś niby zaiskrzyło – za bardzo
romantyczne, a przy tym nieco nierzeczywiste. Myślałam także, że Hanka inaczej
sobie poradzi z traumą, którą w sobie nosiła. Trochę trudno mi uwierzyć w
wizytę na cmentarzu w tym celu i pokonanie demonów. Wzruszył mnie absolutnie
los małej Ani, która nie potrafiła sobie poradzić z odejściem mamy, a na
dodatek nie miała wokół siebie (do pewnego czasu!) żadnych przyjaznych osób –
Hanki nie wliczam, bo ona początkowo była przekonana, że dziecku wystarczy wikt
i opierunek.
Ostatecznie uważam, że książka była ciekawa, niektóre wątki
okazały się nie do końca oczywiste, więc był element zaskoczenia. Na pewno był
to miło spędzony czas.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Książka już czeka u mnie na półce, więc cieszę się, że masz po niej pozytywne wrażenia:)
OdpowiedzUsuńCzekam na tę książkę, to będzie moja pierwsza tej autorki :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej książki :) Kiedyś po nią sięgnę :)) jak ogarnę trochę moje stosiki ;)) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń