Wydawnictwo Znak, 2015 Liczba stron 430 |
Polska powieść obyczajowa nie jest moim ulubionym gatunkiem,
jednak po lekturze kilku skandynawskich kryminałów byłam chętna na zmianę,
zarówno miejsc, jak i klimatów. Z wielką ciekawością zatem sięgnęłam po debiut
Doroty Gąsiorowskiej, która już na okładce nazwana została nową mistrzynią tego
gatunku. Po tej lekturze wiem jedno – nie mogę się doczekać następnej książki
tej autorki.
Główną bohaterką jest Łucja, wrocławska bizneswoman, która
porzuca swoje wielkomiejskie bogate życie i przenosi się na podkarpacką wieś o
pięknej nazwie Różany Gaj. Łucja jest kobietą niespełnioną zarówno w miłości (ze
swoim mężem bardziej żyli obok siebie niż ze sobą), jak i zawodowo (wielką
przyjemnością było dla niej prowadzenie biura podróży, jednak ona marzyła o
byciu nauczycielką).
Do Różanego Gaju przyjeżdża mroźną zimą, gdzie będzie nauczać
historii w szkole. Zamieszkuje u Matyldy, ciepłej, serdecznej starszej pani, która
mieszka sama, więc stanowi dla niej ciekawe towarzystwo.
Kiedy Łucja zaczyna swoją pracę już pierwszego dnia zwraca
uwagę na niepozorną dziewczynkę, Anię, która odstaje od swoich rówieśników.
Myśl o niej nie daje jej spokoju, aż do dnia, kiedy od dyrektorki szkoły
dowiaduje się z jakimi problemami zmaga się uczennica. W końcu poznaje też jej
matkę, Ewę, która praktycznie na łożu śmierci prosi ją o odnalezienie ojca Ani,
który nic nie wie o córce. Ten wątek jest rzeczywiście bardzo wzruszający –
dziewczynka nie ma nikogo poza matką, więc po jej śmierci mogłaby trafić do
domu dziecka. Jednak Łucja zgadza się nią zaopiekować gdy tylko zajdzie taka
potrzeba. Ania przypomina Łucji samą siebie sprzed wielu lat – ona także
musiała opiekować się chorą matką, tylko, że jej matka nie chciała żyć,
załamała się kompletnie po śmierci swojego młodszego dziecka. Dlatego Łucja nie
poznała smaku domowego ciepła i miłości rodziców. Trochę mnie zastanawiało to
zaufanie do Łucji, w końcu była ona osobą zupełnie obcą, ale chyba właśnie to
było jej atutem. Od pierwszego wejrzenia nawiązały świetny kontakt.
W książce jej jeszcze kilka wyrazistych postaci. Jedną z
nich jest Eleonora, zwana Lorą, która jest miejscowym dziwakiem, jednak też
osobą nieco mistyczną i tajemniczą. Oczywiście jest też bohater negatywny – to
egocentryczna Izabela, jedna z córek Matyldy. Zdecydowanie więcej w książce
jest kobiet, ale naturalnie pojawiają się mężczyźni - Tomasz, ojciec Ani,
obecnie sławny pianista czy adorator Łucji, Filip.
Sielskość tego krajobrazu i nazwy jest nieco myląca – jest
choroba, śmierć, problemy w rodzinach. W książce mamy też zagadkę związaną z
pałacykiem, którym od początku zachwycona jest Łucja. Posiada on nową
inwestorkę, która zleciła jego doglądanie Matyldzie i uroczemu Ignacemu.
Wszyscy się zastanawiają kim jest i co zamierza.
Powieść jest wielowątkowa, dzięki czemu wyróżnia się na tle pozostałych
w swoim gatunku. Główna bohaterka pokazuje, że zawsze jest dobry moment na
zatrzymanie się, zerknięcie w głąb siebie i odpowiedź na pytanie – czy tak
zawsze ma już wyglądać moje życie. Ciepła opowieść, z mądrymi wskazówkami na
długo zapadnie mi w pamięć. Piękna okładka, która jednak dla mnie okazała się
myląca – książka ma swój początek w środku zimy. Przeszkadzało mi natomiast
nazwisko lub tytuł książki u góry każdej strony – zamiast jednego lub drugiego
mógłby być tytuł rozdziału. Fajna opowieść na jeden wieczór, ponieważ
zdecydowanie szybko się czyta. Polecam!
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Słyszę dużo o tej książce i to niemal w stu procentach pozytywnie, ale nie jest to raczej książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałabym :)
OdpowiedzUsuńTo taka ciepła, przyjemna powieść:)
OdpowiedzUsuńA mnie urzekła okładka, taka delikatna, romantyczna. Urocza:)
OdpowiedzUsuń